czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 4 "Tęskniłam..."

"Ja wiem, że takie chwile jak te
nie zdarzają się zbyt często.
Takie chwile jak te to nasze
zwycięstwo."

Aktualnie jest piątek. kilka dni temu Harry zadzwonił czy moglibyśmy się spotkać i niechętnie, ale się zgodziłam. Przez ten cały czas od naszej ostatniej rozmowy chodziłam i myślałam. Czy gdyby Harry teraz dowiedział się o Carlosie to by go pokochał tak jak ja go kocham, czy może by był na tyle bezduszny i by mnie zostawił samą, czyli tak jak jest teraz. Jestem ciekawa czy długo dam radę utrzymać nasze dziecko w tajemnicy przed nim. Prasa od razu by oszalała, a ich fanki by mnie znienawidziły oraz mojego synka. Nie mogę na to pozwolić, ale może być również tak, że Hazza pogodziłby się z rolą ojca i byśmy stworzyli rodzinę dla Carlosa, na którą zasługuje, lecz ja ani Harry nie jesteśmy tak bardzo w sobie zakochani, no bynajmniej na pewno brunet nie jest we mnie, ale ja....Po tym jak znów go ujrzałam, nie mogłam przestać o nim myśleć. Cały czas miałam w pamięci nasze szczęśliwe dzieciństwo, nasze wspólne lata katorgi w szkole oraz nudne problemy nastolatków, które dzieliliśmy razem.W każde lato jeździliśmy razem nad jezioro, a później w zimę na lodowisko oraz lepiliśmy bałwany z śniegu. W jesień rzucaliśmy się liśćmi lub po prostu w nie skakaliśmy. Za każdym razem w wiosnę chodziliśmy na pikniki. To był nasz zwyczaj. Mieliśmy swoje ulubione tajemne miejsce, które znaliśmy tylko my. Gdy stał się gwiazdą brakowało mi go. To on wiedział o mnie więcej niż moja własna matka, tak samo ja wiem wszystko o nim. Cóż pora się szykować. Mamy się spotkać pod Big Benem. Chciał po mnie przyjechać co byłoby dla mnie wygodne lecz nie mogłabym narażać się na spotkanie jego z Carlosem. Nagle drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Stał w nich Brad.
-Mogę wziąć małego na spacer?
-Tak jasne, byleby nie za długo.
-Okej.....O której się z nim spotykasz?
-O 17:00.
-O której wrócisz?
-Sama nie wiem.
-Gdzie idziecie?
-Czy to jest przesłuchanie?
-Być może.
-Boże Bradley daj spokój. Nie widziałam się z nim od...w sumie od mojej osiemnastki. To prawie dwa lata.
-Czyli znaliście się już wcześniej?
No tak, przecież ani Brad, ani Molly czy nawet Ashley o tym nie wiedzieli.
-No tak....spędziliśmy razem większość życia.
-Razem?
-Nie w tym sensie razem. Razem w sensie jako przyjaciele. Możesz iść, bo chcę się ubrać.
-Jasne. Zabieraj tylko Carlosa, jego pluszaka oraz kocyk i idę.
Brunet wyciągnął malucha z łóżeczka, a mały tylko się zaśmiał. Chłopak wziął pozostałe rzeczy z kojca po czym spojrzał na mnie z bólem w oczach. Co mu jest? Wyszedł bez słowa lekko trzaskając drzwiami. Okej? To było dziwne. Jest wspaniałym przyjacielem. Dobra czas się ubierać. Otworzyłam szafę i tak stałam przez jakieś piętnaście minut. Zwykle wiem w co się ubrać, lecz dziś sama nie wiem czy ubrać się luźno czy bardziej elegancko. Może dlatego, że nie wiem gdzie idziemy? A może dlatego, że chcę dobrze wypaść? Cóż to nie jest dobry czas na rozmyślnie,  lepiej będzie jak zacznę się ubierać. Spojrzałam jeszcze raz w szafę i w końcu wyjęłam z niej idealną sukienkę. Była w kolorze pudrowego różu do tego czarne baleriny oraz ciemna marynarka. Kolczyki w kształcie różowych kokardek. Poszłam pod prysznic. Umyłam się jak najszybciej. Ehh.....teraz tylko wysuszyć włosy, ubrać się i pomalować paznokcie. Po wyjściu z kabiny od razu chwyciłam za suszarkę i podłączyłam ją do prądu. Muszę się wyrobić. Włosy wysuszyłam i po prostu rozpuściłam. Ubrałam się i umalowałam w dwadzieścia minut. Teraz pozostało pomalować paznokcie. Usiadłam na parapecie i co chwilę spoglądałam na widok za oknem. Akurat Brad dopiero wychodził z małym. Razem tak słodko wyglądali, jak ojciec z synem. Piękny obrazek. Chwyciłam kremowy lakier do paznokci i jak najszybciej się z tym uwinęłam. Wzięłam jeszcze torebkę w kolorze również kremu i wrzuciłam tam najpotrzebniejsze rzeczy. Mój telefon zaczął dzwonić. To Harry, spojrzałam na zegar wiszący na ścianie 16:45 czyli mam piętnaście minut. Super po prostu. Wreszcie przypomniałam sobie o telefonie. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Tak?
-Witam cię Amy, dzwonię aby potwierdzić nasze spotkanie, czy jest nadal aktualne? A może jednak odwołać wielki balon wypełniony płatkami róż?
-Hej i tak jest nadal aktualne.
-Jakże się cieszę, że znów panią spotkam.
-Będziesz tak mówić przez cały czas?
-Być może. Tylko się nie spóźnij.
-Co? Ja? Spóźnić się? Nigdy, przecież ja zawsze jestem na czas Haroldzie.
-Czyżby pani Amy Cullen się mogła spóźnić?
-Jest taka możliwość.
-A więc będę czekać ile będzie trzeba panienko.
-Boże Hazz przestań.
-Okej, a więc o której będziesz?
-Może zdążę na czas. Góra dziesięć minut później.
-No dobrze, a więc pa.
-Pa.
Rozłączyłam się i włożyłam telefon do torebki. Ciekawe co zaplanował. Postanowiłam się przejść, ponieważ to nie jest daleko, a mi przyda się trochę ruchu. Nie żebym narzekała na moją wagę czy coś po prostu lepiej się przejść. Dotarłam tam po równych piętnastu minutach.
-No, no tylko dwie minuty spóźnienia.
Usłyszałam głos za mną więc się odwróciłam. Stał tam Harry w czarnych rurkach, białej koszuli z rozpiętymi trzema guzikami i w ciemnej marynarce z podwiniętymi rękawami. Wyglądał całkiem nieźle. Strasznie wydoroślał. Zamiast bałaganu na głowie widać zaczesaną grzywkę do tyłu, co prawda nadal ma lekkie loki lecz to nie to samo co miał kiedyś. Teraz wygląda strasznie dojrzale. Bardzo urósł, czego nie zauważyłam wcześniej. 
-Harry?
-A widzisz tu kogoś innego? Nie mów mi, że mnie nie poznajesz, przecież widziałaś mnie kilka dni temu.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że to ty.
-To uwierz. Nie przytulisz się? 
Nie mogłam nic na to poradzić, że rzuciłam się na niego. Tak strasznie za nim tęskniłam. Od razu odwzajemnił uścisk. 
-Tęskniłam....
-Ja też Amelio.
-Nie mów tak na mnie, wolę Amy panie Haroldzie
Zaśmialiśmy się razem i oderwaliśmy od siebie. Spojrzałam mu w oczy, a on mi. Cały czas próbowałam powstrzymać śmiech, lecz raczej to mi się nie udało, ponieważ po chwili wybuchłam nim zginając się w pół. 
-Z czego się tak śmiejesz?
-Nie wiem.
-To się dowiedz, a podczas tego jak będziesz się zastanawiać to pójdziemy tam gdzie zaplanowałem.
-A gdzie to jest?
-Niespodzianka, a teraz chodź.
-Nie lubię niespodzianek.
-Tą polubisz.
-Mam nadzieję.
-Na pewno.
-No to prowadź przyjacielu.
-A więc za mną.
Zaoferował mi swoje ramię, które przyjęłam i z podniesionymi głowami szliśmy przez miasto. Za tym tęskniłam chyba najbardziej, za naszymi wygłupami, za przytulaniem, za wspólnymi wypadami i w ogóle. Nie mogę uwierzyć, że znów jest przy mnie. Teraz nikt inny się nie liczy tylko my. Nasza dwójka, ja i on, Harry i ja nikt więcej. Żadnych osób trzecich. 
-Zaraz będziemy.
-Okej, nie mogę uwierzyć, że tyle czasu minęło.
-No właśnie. Już nie cofnę tego, jedynie mogę obiecać, że już cię nie opuszczę.
-Harry, ale to ja wyjechałam.
-Najpierw to ja wyjechałem w trasę, a w ogóle mogłem jechać za tobą zamiast w trasę.
-Nie wygłupiaj się. Teraz jesteś w zespole i musiałeś jechać w trasę, a jechanie za mną byłoby bezsensowne.
-Nie byłoby.
-Dobra Hazz było minęło i nie rozmawiajmy już o tym okej? 
-Jasne.




-------------------------------------------------------------------
Tararatataaaam! Mamy rozdział! Teraz jeszcze napisać rozdział na Impossible .-. Ehh......no cóż reaktywowałam mojego starego bloga jeeeeeej (link na dole notki) Czemu ja go jeszcze piszę? Przecież dodaje sobie tylko więcej pracy, ale nie umiem go usunąć, ponieważ był to mój pierwszy blog i no rozumiecie. Właściwie to bardzo dziękuję wam za ponad 1,100 wyświetleń <3 Jesteście kochane i najlepsiejsze, a tylko ludzie najlepsiejsi, są najlepsiejsi xdd Wpadłam na pewien pomysł, tak a więc kto wymyśli najładniejsze połączenie imienia Amy i Harry lub Amelia i Harry ten będzie mieć dedykowane rozdziały specjalnie dla niego. To do następnego!
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!
Link do bloga-http://od-marzen-do-milosci.blogspot.com/

środa, 4 lutego 2015

Rozdział 3 "Spotkanie po latach"

"-Przeszkadzasz mi-odpisała na 
jego sms’a
-w czym?
Przewróciła oczami.
Jak możesz być tak mało domyślny.
-w zapomnieniu
wystukała i wcisnęła wyślij"



Mój najgorszy koszmar zaczął się spełniać. Ojciec mojego dziecka stał dobre trzy metry ode mnie wpatrując się we mnie jakby nie wierzył, że to ja. Od dawna tak bardzo bałam się tego spotkania. Nie wiem co powiedzieć. Planowałam, że w najbliższej przyszłości Harry nie pojawi się w moim i Carlosa życiu, że znajdę sobie odpowiedniego chłopaka, który pokocha małego jak własnego syna. Ale oczywiście Harry musiał to wszystko zniszczyć.
-Amy?
Wreszcie się odezwał. W jego oczach można było zauważyć zaskoczenie oraz radość.
-Ymmm....hej
-To wy się znacie?
Odezwał się Brad, a wszyscy spojrzeli na naszą dwójkę, lecz żaden z nas się nie odezwał.
-Ta cisza oznacza tak czy nie?
Zapytała zdezorientowana Ashley. Nie ruszyłam się nawet na centymetr aż poczułam dłonie Bradleya na swoich ramionach.
-Ej, wszystko w porządku? 
-Tak
-Wiem, że bardzo lubisz One Direction i jesteś bardzo szczęśliwa, że ich zobaczyłaś, ale mogłabyś nam wytłumaczyć dlaczego ten oto Harry Styles zna twoje imię?
-Yyy.......no bo ten....no wiesz.....no.....
-Aaaa dobra już wszystko jasne. Rozumiem 
Powiedział sarkastycznie na co przewróciłam oczami. 
-Po prostu daj mi klucze od domu i już wychodzę. 
-Poczekaj 10 minut. Proszę, a potem was odwiozę.
-No okej, ale szybko bo oni czekają na dole.
-Jasne. Chłopaki! Dalej jeszcze tylko szybko kilka zdjęć!
Cały zespół ustawił się do zdjęć, a ja tylko stałam i myślałam jakby stąd uciec niezauważoną. Tak bardzo chciałabym zniknąć. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Brada.
-Dobra to koniec na dziś. Widzimy się tutaj jutro równo o 10:00.
-Jasne.
Odparli chórem. Nareszcie! Boże jak ja cię kocham! Wreszcie koniec! Dobra teraz tylko wyjść nie zwracając na siebie uwagi Harry'ego. Zaczęliśmy iść całą trójką w stronę drzwi, ale oczywiście mój plan legł w gruzach, gdy tylko usłyszałam jego melodyjny głos.
-Amy zaczekaj!
-Po co?
Nie odwróciłam się do niego tylko stałam przodem do drzwi. Nagle w parę sekund pojawił się obok mnie. Odwrócił mnie przodem do siebie i popatrzył w moje oczy i nagle wszystkie wspomnienia wróciły, a moje uczucia względem jego odżyły. Wpatrywał się we mnie z uśmiechem, a w policzkach można było zobaczyć dołeczki. Zmusiłam się, aby nie dotknąć ich palcami tak jak kiedyś robiłam.
-Bo wiesz pomyślałem czy nie chciałabyś się może spotkać później. No wiesz, żebyśmy gdzieś poszli tak jak kiedyś za dawnych lat?
-Nie wiem Harry. Mam cały dzień wypełniony.
-Oh....to szkoda, a może jutro? Lub w piątek czy coś w tym stylu?
-Nie wiem. Później ci powiem.
-To znaczy kiedy?
-Nie wiem.
-To może daj mi swój numer telefonu to potem zadzwonię i się umówimy?
Popatrzyłam na Ashley, która patrzyła na nas z zainteresowaniem. Przygryzłam wargę w zamyśleniu. Dziewczyna kiwnęła głową co oznacza, że wie o co chodzi. Znów spojrzałam na Harry'ego
-No...ymmm....okej.
Podał mi swój telefon, a ja mu swój. Wpisałam rządek cyfr po czym zapisałam mu pod nazwą "Amy :)". Podał mi telefon, a ja oddałam mu jego.
-Dzięki.
Odszedł do swoich przyjaciół do drugiego pokoju, aby zapewne się przebrać. Spojrzałam na mój wyświetlacz na którym widniało imię "Harry :*". To takie typowe.
-Amy? Możemy iść?
-Tak jasne.
-Dobrze się czujesz? I o co mu chodziło?
-O nic takiego. Po prostu....nie ważne.
-Amy, nam możesz zaufać.
-No wiem, ale to nic takiego na serio.
-Skoro tak mówisz. Dobra szybko chodźmy, bo Carlos tam zaraz zamarznie.
-Racja.
Zeszliśmy na dół gdzie czekała Emma i Carlo. Mały zasnął w wózku i przytulał się do swojego ulubionego misia. To takie słodkie.
-Hejka.
-Hej.
-Co tak długo?
-Kończyłem sesję z One Direction.
-Wow....One Direction?!
Emma spojrzała na mnie zmartwiona, ale odpowiedziałam jej uśmiechem i powiedziałam bezgłośne "wszystko okej".
-Daj wózek, ja poprowadzę go do samochodu.
Zwrócił się Brad do Em. Dziewczyna niechętnie ustąpiła mu miejsca. Mój przyjaciel popatrzył na nią i się zaśmiał po czym objął ją ramieniem oraz je delikatnie potarł, aby poprawić jej humor.
-Oj nie bądź taka. Będziesz mogła usiąść na tyle z nim jak chcesz.
-Pff....dziękuję za łaskę.
-Ależ nie ma za co.
Uśmiechnął się szeroko w jej stronę jak idiota przez co razem z dziewczynami zaśmiałyśmy się.
-Z czego się śmiejecie?
Zapytał zainteresowany oraz niczego nie świadomy Bradley.
-Z niczego.
-Czyżby?
-Tak.
-No okej.
Po chwili byliśmy w samochodzie Brada odjeżdżając sprzed budynku. Przez cały czas rozmyślałam nad spotkaniem się z Harrym. Nie mogę tego zrobić. Obiecałam sobie, że nie zniszczę mu życia dzieckiem, a jeśli znów zaczniemy się przyjaźnić to on na pewno się dowie. Lecz z drugiej strony tęsknię za nim. Brakuje mi jego słów pocieszenia, przytulania oraz wygłupiania się razem. Ale ja nie chcę, aby to wszystko zniszczyło jego karierę muzyczną. Powinnam mu powiedzieć jednak co będzie jeśli on mnie znienawidzi za to? Za to, że ukrywałam to przed nim, za to, że do końca zerwałam kontakt. Nie mogę już tak żyć. Jedynym dobrym rozwiązaniem jest ponowna ucieczka lecz tym razem gdzieś dalej. Może do Ameryki? Lub Australii? Chociaż co będzie wtedy z mamą? Emmą? Bradem? Albo Ashley lub Molly? Nie mogę ich zostawić. Są dla mnie zbyt wielką częścią mojego życia. To wszystko mnie wykańcza. Kto by pomyślał, że takie małe dziecko może przynosić tyle kłopotów, jednakże życie bez niego byłoby smutne. Spojrzałam na niego. Nadal słodko spał niczym mały aniołek. Gdy śpi to trochę wygląda jak Harry. Tak samo zaciska wargi i delikatnie unosi kąciki ust do góry, tak samo wtula się w poduszkę, tak samo się wierci. Jest tak samo słodki co on. Wygląda jak prawdziwy anioł. Mój mały aniołek.
-Ej, Amy? Słuchasz mnie w ogóle?
Usłyszałam głos mojego przyjaciela na co podskoczyłam ze strachu.
-Co? Tak, zgadzam się.
-Wiesz w ogóle co powiedziałem?
-Przepraszam, ale nie za bardzo.
-Pytałem co ugotować na obiad, bo dzisiaj moja kolej na mistrza kuchni. To co? Może być kurczak z warzywami?
-Tak. Jasne, brzmi smacznie.
Posłałam mu uśmiech co odwzajemnił. Ma piękny uśmiech, ale Harry ładniejszy. Bradley nie ma takich słodkich dołeczków ani loków....Dobra Amy stop! Za dużo o nim myślę. Głupi Harry Dupek Styles. Ugh.....czemu to musiało się tak potoczyć? To nie sprawiedliwe. Chcę znów spróbować nawiązać przyjaźń z Harrym, ale tak, aby nie dowiedział się o Carlosie. Powiem mu kiedyś.....może. Muszę. Dla mojego synka.
-Amy odleciała do swojego świata, Ashley. Nie odpowie ci.
-Co?
Powiedziałam. Muszę przestać myśleć i skupić się na jednym.
-Pytałam czy dobrze się czujesz.
-Dobrze. Dzięki.
-Spoko
Emma i Carlos <3
Samochód stanął, a ja wyjrzałam za szybę. Byliśmy już przed domem. Odpięłam pasy bezpieczeństwa i otworzyłam drzwi. Podeszłam do strony gdzie siedział mały. Cicho wyciągnęłam go z pojazdu tak by się nie obudził.
-Daj mi go. Prooooszę.
Obok mnie stała Emma. Specjalnie przeciągnęła "o". Popatrzyła na mnie tymi swoimi oczami szczeniaczki więc jak mogłam jej odmówić?
-No okej.
Podałam go jej. Przez samo patrzenie na nich uśmiech cisnął mi się na usta. Em będzie kiedyś idealną matką.
-Jaki on słodki.
-Tak. Masz rację.
-Ma to po matce.
-A ja jednak sądzę, że po ojcu....
Wyszeptałam tak, aby nikt nie usłyszał. Weszliśmy do domu. Molly siedziała na kanapie oglądając telewizję. Odwróciła się w naszą stronę.
-To ja idę coś ugotować.
Powiedział Brad i udał się do kuchni. Usiadłam przed ekranem, a obok mnie Emma z Carlo. Ashley usiadła z siostrą na podłodze.
-Co tam?
Odezwała się młodsza z sióstr.
-Nic ciekawego.
Odpowiedziałam i spojrzałam na Carlosa. Kocham na niego patrzeć.


-------------------------------------------------------------------------------------
Tak a więc mamy kolejny rozdział jeeeeej......liczę na komy <3 Dziś krótka notka. Do następnego!