"Ja wiem, że takie chwile jak te
nie zdarzają się zbyt często.
Takie chwile jak te to nasze
zwycięstwo."
nie zdarzają się zbyt często.
Takie chwile jak te to nasze
zwycięstwo."
Aktualnie jest piątek. kilka dni temu Harry zadzwonił czy moglibyśmy się spotkać i niechętnie, ale się zgodziłam. Przez ten cały czas od naszej ostatniej rozmowy chodziłam i myślałam. Czy gdyby Harry teraz dowiedział się o Carlosie to by go pokochał tak jak ja go kocham, czy może by był na tyle bezduszny i by mnie zostawił samą, czyli tak jak jest teraz. Jestem ciekawa czy długo dam radę utrzymać nasze dziecko w tajemnicy przed nim. Prasa od razu by oszalała, a ich fanki by mnie znienawidziły oraz mojego synka. Nie mogę na to pozwolić, ale może być również tak, że Hazza pogodziłby się z rolą ojca i byśmy stworzyli rodzinę dla Carlosa, na którą zasługuje, lecz ja ani Harry nie jesteśmy tak bardzo w sobie zakochani, no bynajmniej na pewno brunet nie jest we mnie, ale ja....Po tym jak znów go ujrzałam, nie mogłam przestać o nim myśleć. Cały czas miałam w pamięci nasze szczęśliwe dzieciństwo, nasze wspólne lata katorgi w szkole oraz nudne problemy nastolatków, które dzieliliśmy razem.W każde lato jeździliśmy razem nad jezioro, a później w zimę na lodowisko oraz lepiliśmy bałwany z śniegu. W jesień rzucaliśmy się liśćmi lub po prostu w nie skakaliśmy. Za każdym razem w wiosnę chodziliśmy na pikniki. To był nasz zwyczaj. Mieliśmy swoje ulubione tajemne miejsce, które znaliśmy tylko my. Gdy stał się gwiazdą brakowało mi go. To on wiedział o mnie więcej niż moja własna matka, tak samo ja wiem wszystko o nim. Cóż pora się szykować. Mamy się spotkać pod Big Benem. Chciał po mnie przyjechać co byłoby dla mnie wygodne lecz nie mogłabym narażać się na spotkanie jego z Carlosem. Nagle drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Stał w nich Brad.
-Mogę wziąć małego na spacer?
-Tak jasne, byleby nie za długo.
-Okej.....O której się z nim spotykasz?
-O 17:00.
-O której wrócisz?
-Sama nie wiem.
-Gdzie idziecie?
-Czy to jest przesłuchanie?
-Być może.
-Boże Bradley daj spokój. Nie widziałam się z nim od...w sumie od mojej osiemnastki. To prawie dwa lata.
-Czyli znaliście się już wcześniej?
No tak, przecież ani Brad, ani Molly czy nawet Ashley o tym nie wiedzieli.
-No tak....spędziliśmy razem większość życia.
-Razem?
-Nie w tym sensie razem. Razem w sensie jako przyjaciele. Możesz iść, bo chcę się ubrać.
-Jasne. Zabieraj tylko Carlosa, jego pluszaka oraz kocyk i idę.
Brunet wyciągnął malucha z łóżeczka, a mały tylko się zaśmiał. Chłopak wziął pozostałe rzeczy z kojca po czym spojrzał na mnie z bólem w oczach. Co mu jest? Wyszedł bez słowa lekko trzaskając drzwiami. Okej? To było dziwne. Jest wspaniałym przyjacielem. Dobra czas się ubierać. Otworzyłam szafę i tak stałam przez jakieś piętnaście minut. Zwykle wiem w co się ubrać, lecz dziś sama nie wiem czy ubrać się luźno czy bardziej elegancko. Może dlatego, że nie wiem gdzie idziemy? A może dlatego, że chcę dobrze wypaść? Cóż to nie jest dobry czas na rozmyślnie, lepiej będzie jak zacznę się ubierać. Spojrzałam jeszcze raz w szafę i w końcu wyjęłam z niej idealną sukienkę. Była w kolorze pudrowego różu do tego czarne baleriny oraz ciemna marynarka. Kolczyki w kształcie różowych kokardek. Poszłam pod prysznic. Umyłam się jak najszybciej. Ehh.....teraz tylko wysuszyć włosy, ubrać się i pomalować paznokcie. Po wyjściu z kabiny od razu chwyciłam za suszarkę i podłączyłam ją do prądu. Muszę się wyrobić. Włosy wysuszyłam i po prostu rozpuściłam. Ubrałam się i umalowałam w dwadzieścia minut. Teraz pozostało pomalować paznokcie. Usiadłam na parapecie i co chwilę spoglądałam na widok za oknem. Akurat Brad dopiero wychodził z małym. Razem tak słodko wyglądali, jak ojciec z synem. Piękny obrazek. Chwyciłam kremowy lakier do paznokci i jak najszybciej się z tym uwinęłam. Wzięłam jeszcze torebkę w kolorze również kremu i wrzuciłam tam najpotrzebniejsze rzeczy. Mój telefon zaczął dzwonić. To Harry, spojrzałam na zegar wiszący na ścianie 16:45 czyli mam piętnaście minut. Super po prostu. Wreszcie przypomniałam sobie o telefonie. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Tak?
-Witam cię Amy, dzwonię aby potwierdzić nasze spotkanie, czy jest nadal aktualne? A może jednak odwołać wielki balon wypełniony płatkami róż?
-Hej i tak jest nadal aktualne.
-Jakże się cieszę, że znów panią spotkam.
-Będziesz tak mówić przez cały czas?
-Być może. Tylko się nie spóźnij.
-Co? Ja? Spóźnić się? Nigdy, przecież ja zawsze jestem na czas Haroldzie.
-Czyżby pani Amy Cullen się mogła spóźnić?
-Jest taka możliwość.
-A więc będę czekać ile będzie trzeba panienko.
-Boże Hazz przestań.
-Okej, a więc o której będziesz?
-Może zdążę na czas. Góra dziesięć minut później.
-No dobrze, a więc pa.
-Pa.
Rozłączyłam się i włożyłam telefon do torebki. Ciekawe co zaplanował. Postanowiłam się przejść, ponieważ to nie jest daleko, a mi przyda się trochę ruchu. Nie żebym narzekała na moją wagę czy coś po prostu lepiej się przejść. Dotarłam tam po równych piętnastu minutach.
-No, no tylko dwie minuty spóźnienia.
Usłyszałam głos za mną więc się odwróciłam. Stał tam Harry w czarnych rurkach, białej koszuli z rozpiętymi trzema guzikami i w ciemnej marynarce z podwiniętymi rękawami. Wyglądał całkiem nieźle. Strasznie wydoroślał. Zamiast bałaganu na głowie widać zaczesaną grzywkę do tyłu, co prawda nadal ma lekkie loki lecz to nie to samo co miał kiedyś. Teraz wygląda strasznie dojrzale. Bardzo urósł, czego nie zauważyłam wcześniej.
-Harry?
-A widzisz tu kogoś innego? Nie mów mi, że mnie nie poznajesz, przecież widziałaś mnie kilka dni temu.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że to ty.
-To uwierz. Nie przytulisz się?
Nie mogłam nic na to poradzić, że rzuciłam się na niego. Tak strasznie za nim tęskniłam. Od razu odwzajemnił uścisk.
-Tęskniłam....
-Ja też Amelio.
-Nie mów tak na mnie, wolę Amy panie Haroldzie
Zaśmialiśmy się razem i oderwaliśmy od siebie. Spojrzałam mu w oczy, a on mi. Cały czas próbowałam powstrzymać śmiech, lecz raczej to mi się nie udało, ponieważ po chwili wybuchłam nim zginając się w pół.
-Z czego się tak śmiejesz?
-Nie wiem.
-To się dowiedz, a podczas tego jak będziesz się zastanawiać to pójdziemy tam gdzie zaplanowałem.
-A gdzie to jest?
-Niespodzianka, a teraz chodź.
-Nie lubię niespodzianek.
-Tą polubisz.
-Mam nadzieję.
-Na pewno.
-No to prowadź przyjacielu.
-A więc za mną.
Zaoferował mi swoje ramię, które przyjęłam i z podniesionymi głowami szliśmy przez miasto. Za tym tęskniłam chyba najbardziej, za naszymi wygłupami, za przytulaniem, za wspólnymi wypadami i w ogóle. Nie mogę uwierzyć, że znów jest przy mnie. Teraz nikt inny się nie liczy tylko my. Nasza dwójka, ja i on, Harry i ja nikt więcej. Żadnych osób trzecich.
-Zaraz będziemy.
-Okej, nie mogę uwierzyć, że tyle czasu minęło.
-No właśnie. Już nie cofnę tego, jedynie mogę obiecać, że już cię nie opuszczę.
-Harry, ale to ja wyjechałam.
-Najpierw to ja wyjechałem w trasę, a w ogóle mogłem jechać za tobą zamiast w trasę.
-Nie wygłupiaj się. Teraz jesteś w zespole i musiałeś jechać w trasę, a jechanie za mną byłoby bezsensowne.
-Nie byłoby.
-Dobra Hazz było minęło i nie rozmawiajmy już o tym okej?
-Jasne.
-------------------------------------------------------------------
Tararatataaaam! Mamy rozdział! Teraz jeszcze napisać rozdział na Impossible .-. Ehh......no cóż reaktywowałam mojego starego bloga jeeeeeej (link na dole notki) Czemu ja go jeszcze piszę? Przecież dodaje sobie tylko więcej pracy, ale nie umiem go usunąć, ponieważ był to mój pierwszy blog i no rozumiecie. Właściwie to bardzo dziękuję wam za ponad 1,100 wyświetleń <3 Jesteście kochane i najlepsiejsze, a tylko ludzie najlepsiejsi, są najlepsiejsi xdd Wpadłam na pewien pomysł, tak a więc kto wymyśli najładniejsze połączenie imienia Amy i Harry lub Amelia i Harry ten będzie mieć dedykowane rozdziały specjalnie dla niego. To do następnego!
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!
Link do bloga-http://od-marzen-do-milosci.blogspot.com/